Media społecznościowe – krótka historia wielkiego przełomu

27 milionów. Według raportu firmy Polskie Badania Internetu tylu Polaków korzystało z internetu w czerwcu 2020 roku. Samego Facebooka przeglądało około 77% z nich. Jak wyglądał rozwój mediów społecznościowych? Dlaczego ich znaczenie stale rośnie? O serwisach społecznościowych kiedyś i dziś – ich ewolucyjnym rozwoju – rozmawiam z Piotrem Toczyskim – doktorem socjologii, autorem międzynarodowych publikacji naukowych i licznych projektów badawczych na temat mediów.

Piotr Toczyski (źródło: https://tiny.pl/7vhfq)

Dlaczego ludzie w ogóle chcą brać udział w wirtualnym życiu społecznym?

Jeśli chciałbym mieć „na żywo” tyle kontaktów, ile utrzymuję dzięki mediom społecznościowym, to nie starczyłoby mi na nie doby. Nawet gdybym do ich utrzymania mógł wykorzystać rozmowy telefoniczne, nie spotkania. A przecież wszyscy jesteśmy zajęci – na tę rozmowę próbowaliśmy się umówić – ile? Osiem godzin? Tymczasem, dzięki mediom społecznościowym, siedząc na spotkaniu w Zoomie, przez cały dzień wymieniałem z innymi wiadomości na Messengerze. To kwestia wygody.

Czy tylko?

Dzięki mediom społecznościowym możemy realizować nasze potrzeby relacji i kontaktu z drugim człowiekiem. One dają nam to, czego nie mogliśmy osiągnąć w komunikacji telefonicznej. Kiedyś biznesmeni tak spędzali dzień, że bardzo dużo dzwonili – siadali za biurkiem i prowadzili pogawędki. Mogła to Pani widzieć na amerykańskich filmach. W Polsce z dostępem do telefonów było gorzej, nie wszyscy je mieli.

I wszelkie rozmowy czy SMS-y były przede wszystkim drogie. 

Jak najbardziej. W Ameryce telefony były pewną oczywistością.

Dlaczego?

Ze względu na odległości. Telefon, szczególnie ten stacjonarny, był odpowiednikiem dzisiejszych mediów społecznościowych. Z kolei w Polsce, przykładowo, często tylko jeden człowiek w bloku miał wtedy telefon. 

Co się zmieniło?

Pojawił się internet, a później serwisy społecznościowe. Dały fantastyczną okazję, żeby ludzie mogli – nie odrywając się od tego, co robią na co dzień – wysłać krótki komunikat. Więcej – okazało się, że można wysłać jedną wiadomość do wielu osób naraz. Do pięciu, do piętnastu. Można do tego specjalnie założyć grupę. Wizualnie zarządzamy kontaktami. Choć to brzmi paskudnie – dostajemy narzędzie do zarządzania relacjami. Nagle wyświetlają się nam kontakty, awatary, ikony – możliwości wejścia w interakcje na wiele sposobów. Możemy wspólnie dzielić się emocjami mimo odległości. 

Telefon także dawał tę możliwość.

Na telefonie trzeba było wykonywać swojego rodzaju „obdzwonkę”. „Słuchaj, zostań na telefonie, a ja spróbuję jeszcze włączyć naszego trzeciego kolegę”. Wszystko musiałoby być w jednym czasie, synchronicznie. W mediach społecznościowych mamy to asynchronicznie – ktoś zobaczy wiadomość za trzydzieści minut, a ktoś za trzydzieści sekund – i to również jest charakterystyczna dla tych mediów komunikacja.

Gdy pojawiło się Grono.net, pierwszy „polski Facebook”, podkreślano jego elitarność – tylko zaproszeni użytkownicy mogli z niego korzystać. Z kolei Gadu-Gadu stało się kultowe dzięki swoim emotikonom. Co właściwie przyciągało polskich użytkowników do korzystania z naszych krajowych mediów?

Gadu-Gadu było typowym komunikatorem. Z kolei Grono, albo portal Epuls, bo skłonność do korzystania z jednego z nich zależała od regionu, rzeczywiście miały na początku elitarny posmak. Zaproszenie oznaczało kontakt z określoną grupą ludzi. Wizualizując to – sieć zaproszeń i kontaktów przypominała winogrono.

W jaki sposób?

Jakbyśmy to narysowali, okazałoby się, że winogrona ukazują bardzo trafną metaforę naszych struktur interakcyjnych. Możemy to nazywać socjogramem, na którym widać, kto z kim jest w kontakcie, a z kim nie, ze wszystkimi konsekwencjami dla podziałów w grupie. 

Był jeszcze jeden bardzo ważny polski serwis – Nasza Klasa. W 2006 roku zaczął szybko zyskiwać popularność.

Ona rosła w takim tempie, że niektórzy zaczęli szybko dostrzegać w niej narzędzie, które zinternetyzowało Polaków. Całe grupy społeczne wkroczyły do internetu po raz pierwszy w historii, słysząc, że mogą tam spotkać starych znajomych.

Nasza Klasa wprowadzała szerszy zasięg odbiorców, bo przecież jednoczyła te starsze pokolenia?

Oczywiście. Grono czy Gadu-Gadu raczej nie były serwisami dla osób starszych. W Ameryce już był wtedy serwis o nazwie Classmates. I w Polsce Nasza Klasa była właśnie czymś takim. Początkowo nikt nie spodziewał się, że będzie aż takim fenomenem. W 2006 mieliśmy w Polsce już trzy ważne serwisy społecznościowe: Grono, Gadu-Gadu i Naszą Klasę.

Do nich z czasem dołączały inne serwisy…

Na przykład LinkedIn. On przez długi czas funkcjonował równolegle z polskim odpowiednikiem – GoldenLine – i było wiele osób, które miały profile wyłącznie na GoldenLine. 

Uważali, że wyłącznie GoldenLine jest wartościowy…

Tak, ale do pewnego momentu.  LinkedIn najzwyczajniej w świecie stał się bardziej użyteczny i potrzebny, ponieważ był głównym miejscem poszukiwania pracy dla globalnych specjalistów, którzy porozumiewają się w języku angielskim i celują w międzynarodowy rynek pracy czy biznes, także ten akademicki, uczelniany, pozarządowy.

Więc na czym polegał fenomen Facebooka? On oficjalnie pojawił się w Polsce znacznie później, bo w 2008 roku. Co takiego dawał Facebook, że Polacy nie chcieli korzystać już z tych polskich mediów społecznościowych?

On rzeczywiście w Polsce zaczął zyskiwać użytkowników w 2009 roku. Chociaż pierwszych Polaków korzystających z Facebooka spotkałem w 2004 roku będąc na stypendium Erasmusa w Wielkiej Brytanii. To był, spośród istniejących wówczas, jedyny serwis społecznościowy, który stał się w takiej mierze globalny. 

A jak to było w innych krajach? 

Amerykańska historia jest inna. W Stanach Zjednoczonych na początku były papierowe „facebooki” – „książki twarzy” ludzi znanych sobie wzajemnie i powiązanych ze sobą głównie przez szkołę. Po upowszechnieniu korzystania z internetu, w Wielkiej Brytanii rozwijały się takie społecznościowe sieci jak Bebo i MSN. 

The Microsoft Network. 

Anglicy już mieli na tamtym etapie kilka serwisów do wyboru i Facebook nie był wśród nich tak popularny. Ale mimo to, po mniej niż 5 latach, stał się tam najbardziej funkcjonalnym medium społecznościowym. Tak jak w Polsce. 

Czy Pan sam korzystał z pierwszych polskich komunikatorów i portali?

Gadu-Gadu wykorzystywałem do komunikacji z ludźmi, gdy wyjechałem do Anglii. Telefony można było wtedy, w 2004 roku, wykonywać w roamingu, ale ta metoda była droga. Natomiast w przypadku Grona – miałem chyba nawet założone konto, ale z czystej ciekawości. Ono było dla młodszych ludzi ode mnie, zbyt młodzieżowe. Czułem się tam dość staro! Dwa lata po tym, jak zobaczyłem Facebooka i go zlekceważyłem, o Gadu-Gadu już dawno zapomniałem, a Grono ominąłem szerokim łukiem – używałem LinkedIn. Konta na Naszej Klasie nigdy nie miałem. Chociaż podejrzałem tam swoją klasę, ale zobaczyłem, że jeszcze nie wszyscy się tam zarejestrowali. Uznałem, że poczekam jeszcze chwilę. Zanim zdążyłem, to już korzystałem z Facebooka. 

Czyli Facebook był ostatnim serwisem, z którego zaczął Pan korzystać?

Założyłem tam konto znacznie później. Co nie znaczy, że nie było mnie tam wcześniej. Nie miałem prywatnego profilu – obsługiwałem wraz ze współpracownikami  inny. Dokładnie: starszej pani, która była osobą publiczną i miała wtedy prawie 80 lat. Facebook jest dla młodych ludzi? Jak się okazuje – nie tylko. My używaliśmy Facebooka wspierając osobę starszą, sami niekiedy swoich kont nie mając. Koncepcja, którą wypracowaliśmy, nazywa się w socjologii mediów srebrnymi treściami cyfrowymi, tak jak mówi się o srebrnym tsunami albo o srebrnej gospodarce, czyli starzejącym się społeczeństwie. Media społecznościowe są ważne i mogą być dostępne dla osób starszych, zwłaszcza jeśli wesprą ich użytkownicy pośredniczący, przeważnie młodsi. 

Jak Pan oceni wpływ mediów społecznościowych na użytkowników?

Mówi się wiele o tym, że media społecznościowe szkodzą internautom. I choć myślę, że to prawda, musimy pamiętać też o tej medialnej sile, która ujawniła się na przykład teraz – w czasach pandemii. Gdybyśmy nie korzystali wcześniej z wielu innych mediów, to nie mielibyśmy takiej biegłości w ich obsłudze. Okazało się, że kto ma sieć kontaktów, ten przynajmniej zachował jakąkolwiek atrapę życia towarzyskiego. Media społecznościowe dały nam siłę do zmierzenia się z samotnością w czasie epidemii. 

Najświeższa wartość mediów.

Zdecydowanie tak. Prowadzę zajęcia dla studentów na platformie Microsoftu – gdy coś im napiszę, umieszczają różne reakcje. Mogą na przykład „dać lajka” i mamy szybkie rozstrzygnięcie problemu, którym tematem się zajmować. Dzięki tej technologicznej biegłości błyskawicznie łapiemy wspólny język. Język emotikonów i wyrażania przez nie emocji – to wszystko to konwencje znane nam już wcześniej z Facebooka. Mimo że widzę wiele zagrożeń związanych z mediami społecznościowymi, mam przekonanie, że mimo wszystko jest to często wartościowa sfera życia, nawet dla wspomnianych przeze mnie ludzi, którzy ukończyli 80 lat, bo było ich w naszym działaniu więcej niż wspomniana publicystka. Mogą czuć, że są w kontakcie, doświadczać mniej samotności, widzieć, że są dalej w obiegu. To są w tych czasach starzenia się populacji bardzo ważne społecznie szanse. 

Dodaj komentarz